poniedziałek, 10 sierpnia 2015

3 - Pierwszy dzień w Buenos Aires.

Diego.

Najdłuższą i najnudniejszą podróż samolotem w moim życiu już mam zaliczoną. Nigdy więcej. Wylądowaliśmy w nocy. No, przynajmniej dla mnie to była noc, bo oczywiście różnica czasu sprawiała, że tutaj był raczej dopiero wieczór. Tak czy inaczej, było wiadomo, że dzisiaj już nic się nie da ze mnie wykrzesać. Teraz czekał mnie tylko pokój w hotelu, w którym będę musiał wytrzymać dłużej, niż dwa miesiące. O ile od razu po zakończeniu się wakacji postanowią puścić mnie do Hiszpanii. Kto wie, co im do głowy znowu strzeli. Czuje się jak jakiś produkt. Nikt mnie nawet nie zapyta o zdanie. Gdy tylko trafiłem do swojego pokoju w tym hotelu, wziąłem szybki prysznic, po czym od razu się położyłem. Chyba nie powinienem, jeśli mam przyzwyczajać się do różnicy czasu. Zresztą, nie obchodzi mnie to. Prędzej czy później i tak bym zasnął, więc chyba lepiej, jak stanie się to teraz, niż w środku nocy, albo nad ranem (dla mnie, wisi mi ta różnica czasu) a potem obudzę się niewyspany.

Gdy się obudziłem, było jeszcze ciemno. A szkoda, bo byłem dziwnie wypoczęty, i miałem wielką ochotę cokolwiek porobić. Postanowiłem jednak zostać w łóżku, by nie obudzić zaraz wszystkich znajdujących się w budynku, do czego chyba byłbym zdolny. Sięgnąłem po telefon. Była dopiero 3 w nocy, czasu Argentyńskiego. Przecież ja nigdy się nie przyzwyczaję. Zwykle o tej porze, albo i wcześniej się budziłem. Wracam do Hiszpanii, zanim całkowicie oszaleje...

- Spałeś w ogóle? - usłyszałem pytanie, gdy tylko ruszyłem się ze swojego pokoju. Nie obraziłbym się, gdyby zostawili mnie samego. Trochę świętego spokoju. Jedyne, czego w tym momencie chce, to samotne śniadanie i chwila świętego spokoju.
- Spałem, do 3 w nocy. - odpowiedziałem, raczej tylko z grzeczności. Usłyszałem, że kiedyś się do tego przyzwyczaję, a później mogłem iść w spokoju zjeść śniadanie. Na szczęście, sam. Może będę miał tu jednak odrobinę spokoju? Mam nadzieje, bo jak nie, to dosłownie oszaleje. Zaraz po zjedzeniu śniadania, miałem jechać do tej szkoły. Nie bardzo miałem na to ochotę. Za tydzień miały zacząć mi się wakacje, tymczasem dopiero co rozpoczynam naukę. Normalnie żyć, nie umierać. Mam nadzieje że jednak to tylko jednorazowa sytuacja. Chce jeszcze żyć normalnie. Gdy byłem już przed szkołą, zastanawiałem się czy zrezygnować chociaż na ten jeden dzień. Miałem ochotę cały dzień spędzić na zwiedzaniu miasta, które wydawało się być piękne. Jednak chyba nie jest mi to dane, muszę spędzić cały dzień w murach szkoły. Niepewnie wszedłem do środka, kierując się za kimś, dzięki komu muszę tutaj siedzieć. Rozglądałem się po korytarzu. Szkoła była pełna utalentowanych dzieciaków, co lekko mnie przerażało. Nawet jeśli to ja mam podpisany kontakt, może się tutaj znaleźć o wiele więcej osób, które mają większy talent niż ja. I tak nie podoba mi się to miejsce. Okey, całe dnie zajmie mi muzyka. Ale... Szkoła podczas wakacji, serio? Zatrzymałem się tuż przed drzwiami jakiegoś pomieszczenia, zapewne właśnie tam przesiadują nauczyciele. Kazał mi zaczekać, więc czekam. Mam tylko nadzieje, że nie będę musiał czekać długo. Braknie mi cierpliwości. Do tego jedyne na co w tym momencie mam ochotę, to zwiedzenie miasta, a potem padnięcie na łóżko. Zaraz po tym jak wyszedł z pomieszczenia, oddał mi kartkę, na której miałem spisany plan zajęć.
- Mam nadzieje że poradzisz sobie tutaj, ja muszę niestety jeszcze dzisiaj wracać do Madrytu. Zadzwonię do ciebie wieczorem. Zajmie się tobą ta sama osoba, co Violettą, więc myślę że nie będzie tak źle. - powiedział, po czym sobie poszedł. No świetnie, zostawia mnie z obcymi ludźmi, w obcym mieście. Dopiero gdy sobie poszedł, ogarnąłem że nie mam pojęcia jak wrócić do hotelu. On sobie ze mnie jaja robi, co nie? Wyciągnąłem telefon, od razu do niego dzwoniąc. Nie odbierał. Fajnie. Ciekawe, jak mam wrócić, nie mając internetu w telefonie i nie mogąc najzwyczajniej w świecie włączyć mapy google. Cóż, najwyżej się zgubie. Od razu ruszyłem do wyjścia. Dzisiaj nie miałem mieć zajęć, odpuścili mi pierwszy dzień. Zanim jednak wyszedłem, dogonił mnie jakiś facet. Czego on ode mnie chce?
- Ty jesteś Diego, tak? Chodź, musisz poznać Violette, jeśli będziecie pracować razem. - od razu pociągnął mnie w stronę jakiegoś pomieszczenia, nie dając mi w ogóle dojść do słowa. Jakiś psychol?

czwartek, 6 sierpnia 2015

2 - Przyspieszony wyjazd.

Diego.
Siedziałem z przyjaciółmi, słuchając jak planują ten swój wspólny wyjazd. Przygnębiony siedziałem wpatrując się w plastikowy kubek z jagodowym koktajlem. Mógłbym z nimi jechać, gdybym tylko nie zrezygnował z normalności. Najprawdopodobniej cieszyłbym się teraz wraz z nimi, a za tydzień pakował się z myślą, że spędzę ten czas tylko z nimi. Tymczasem za tydzień będę się pakował z myślą, że sam wylecę na inny kontynent. Gdy tak teraz myślę, czy to odpowiedzialne ze strony mojej mamy, że wysyła mnie tam całkiem samego na okres całych wakacji? Niektórzy się boją swoje dziecko na parę dni do innego miasta puścić, a ona bez problemu się zgadza. Magia kontraktu. Po co ja to podpisywałem? Po co ona to podpisywała? Francesca chyba zauważyła, że się zamyśliłem.
- O czym myślisz? - spytała nagle, przerywając rozmowę o ich wyjeździe.
- Jak sprawić, że pojadę z wami. - odezwałem się, chociaż nie było to całkiem zgodne z prawdą.
- Zerwać kontrakt? - zaproponowała Francesca. Nawet na nią nie spojrzałem. Doskonale wiedziała, że gdybym tylko spróbował, skończyłoby się to sprawą w sądzie i płaceniem jakiegoś debilnego odszkodowania. Mama by mnie po tym chyba zabiła. Jak już się zobowiązałem, muszę się grzecznie dostosować.
- A może jednak pojedziecie ze mną do Argentyny? - zaproponowałem, co jednak nie spotkało się z wielkim entuzjazmem moich przyjaciół. Od dawna wspólnie planowaliśmy wyjazd do Włoch, do rodzinnego miasta Francesci. Miało być tak fajnie, a mnie to oczywiście ominie.
- Dobra. Uznajmy, że nic nie mówiłem. Widzimy się jutro w szkole, muszę już iść. - ruszyłem się z miejsca, zabierając ze sobą plastikowy kubek z napojem. Zdążyłem wyjść z pomieszczenia, a już zadzwonił mój telefon. Widząc kto to, niechętnie odebrałem.
- Mam jeszcze tydzień wolny, czego chcesz? - spytałem, lekko zły, kierując się do domu. Od jakiegoś czasu przestałem się zwracać do kogokolwiek z nich jako "pan" czy "pani". Sami stwierdzili że tak będzie lepiej, miałem tam się czuć dobrze... Niekoniecznie tak jest.
- Już nie masz tygodnia wolnego. Musisz wcześniej polecieć do Argentyny. - zakomunikował.
- O nie, nie zgadzam się. Jeszcze tydzień mam szkołę.
- Odbierzesz świadectwo później, jak wrócisz. Z resztą, i tak niewiele jeszcze w tej szkole robicie. Wracaj do domu i się pakuj, twoja mama już wie. Zabieram cię jutro rano. I nie chciałbym cię szukać po całym mieście. Nie idziesz jutro do żadnej szkoły.
- A co, jeśli się nie zgodzę?
- Nie możesz się nie zgodzić. Do zobaczenia jutro. Tylko się spakuj, bo ja tego za ciebie jutro nie zrobię. - powiedział, po czym rozłączył się. Świetnie. Wróciłem do przyjaciół. Musiałem się z nimi pożegnać, jeśli wyjeżdżam już jutro. Dlaczego nie powiedział mi wcześniej?
- Mówiłeś, że musisz już iść. - zauważył Tomas, przyglądając mi się podejrzliwie.
- No bo muszę, ale najpierw powinienem się chyba pożegnać. Właśnie do mnie zadzwonili, że wyjeżdżam jutro.
- Diego... - zaczęła Francesca.
- Fran, ja wiem że jeszcze mam szkołę, ale nie rozumiesz, że to dla mnie szansa? Chce chociaż spróbować swoich sił. Nie utrudniaj mi tego.
- Dobrze... Będę tęsknić. - odezwała się tylko po czym wstała i przytuliła mnie. Lekko się uśmiechnąłem.
- Spokojnie, nie miażdż mnie, jeszcze tu wrócę. - zaśmiałem się, gdy po paru minutach nie chciała mnie puścić. Pożegnałem się z resztą przyjaciół i wróciłem do domu. Spakować się.

- Gotowy? - usłyszałem pytanie, gdy schodziłem już z walizkami.
- Tak. - odpowiedziałem, stawiając walizki z boku. Ruszyłem do kuchni na śniadanie, Nie miałem zbyt dobrego humoru, ale czemu się dziwić? Teraz powinienem być w szkole, a za tydzień powinienem lecieć do Włoch. A aktualnie, zamiast tego lecę do Argentyny, w której nie będę miał ani chwili wytchnienia. Na całe wakacje wyląduje w szkole. Raczej wymarzone wakacje to nie są. Do tego będziemy nagrywać piosenki na płytę, pod koniec koncert, jak najwięcej czasu spędzać mam z Violettą... Czy ja w ogóle znajdę czas, żeby zadzwonić zadzwonić do moich znajomych, czy pogadać z nimi na skaypie? Nudzi już mnie to wszystko.
- Spakowałeś wszystko, co będzie ci potrzebne? - usłyszałem pytanie, gdy akurat jadłem śniadanie.
- Tak, na pewno wszystko mam. Spokojnie.
- Dobra... Ja już muszę iść do pracy. Zadzwoń, jak już będziesz na miejscu. Cześć. - powiedziała, po czym wyszła. Tak właśnie wygląda pożegnanie z moją mamą. Zaraz po zjedzeniu posprzątałem po sobie. Czekałem aż po mnie przyjedzie, by pojechać na lotnisko. Może mogę jeszcze się wycofać...?

niedziela, 24 maja 2015

1 - Nie znasz go nawet.

Diego. 
- I jak? Możesz? - zapytała Francesca, gdy tylko wszedłem do szkoły. Pokręciłem głową. Nic jej w końcu nie obiecywałem...
- Nie da rady. Jedźcie beze mnie...
- A dlaczego nie możesz? - zapytała.
- Przecież wiesz... Obiecałam mamie, że będę odpowiedzialny. Obietnicy muszę dotrzymać. Całe wakacje mam więc zajęte...
- Moim zdaniem to bez sensu. Wiesz, że nie chcemy jechać bez ciebie. Nie da rady tego przesunąć, chociaż o tydzień?
- Nie, dzień po zakończeniu roku wyjeżdżam i tyle. - wzruszyłem ramionami.
- Pamiętasz że odradzałam ci ten kontrakt? Na twojej drodze będzie jeszcze wiele szans, a ty korzystasz z pierwszej lepszej. Widzisz, jak to wychodzi.
- Czuje się dobrze z tym co zrobiłem... Narazie jedyną wadą jest brak czasu. Nie mów że to niby takie złe.
- Dla mnie złe, bo nie masz czasu właśnie dla mnie i dla naszych przyjaciół. Nie możesz nawet pojechać z nami na wakacje, które od roku planujemy. Widzimy cię coraz rzadziej, nawet w szkole czasami cie nie ma. Jeśli tobie to pasuje to okey, ale nam się to nie podoba. Idę na lekcje. - powiedziała, od razu odchodząc.
- Francesca, zaczekaj! - pobiegłem za nią. Nie chciałem się teraz jeszcze z nią kłócić. Jeszcze tego by mi tylko w tej sytuacji brakowało...

Violetta.
- Czegoś tu nie rozumiem... - odezwała się Camila, przyglądając się jak staram się ogarnąć, w co powinnam się ubrać.
- Czego tutaj nie rozumiesz? Przyjedzie, spędzimy trochę czasu razem...
- Nie znasz go nawet.
- Założę się że jemu też nie bardzo się to podoba. Nie mamy w tej sytuacji nic do powiedzenia. - wzruszyłam ramionami.

piątek, 8 maja 2015

Prolog

"Możesz być kochany przez wszystkich, ale mimo to być bardzo samotnym"

Nawet jeśli wydaje ci się, że w życiu osiągnąłeś już wszystko, to znajdzie się coś lub coś, co udowodni ci że to tylko mała cząstka tego, co osiągnąć powinieneś.
Dopiero w momencie, gdy dokonasz tego, o czym marzysz, czujesz samotność. Wtedy zdajesz sobie sprawę, że nie było warto.

- Ile razy mam ci jeszcze powtarzać, że nie możesz? - spytała, starając się już zignorować prośby swojego syna.
- Naprawdę nie możesz raz pozwolić mi wyjechać z przyjaciółmi?
- Chyba zapomniałeś, że wtedy masz coś ważniejszego.
- Mamooo...
- Obiecałeś, pamiętasz?
- Ale to nie jest fair.
- Nikt nie obiecał że życie będzie fair. A teraz zmykaj do szkoły, bo się spóźnisz. Już i tak za dużo lekcji ominąłeś.
- Nie pójdę, dopóki nie obiecasz mi, że będę mógł pojechać. To tylko parę dni, z przyjaciółmi. Nic się nie stanie, jak wyjazd przełożę o te parę dni.
- A mi się wydaje, że jednak się stanie. Nie ty tym wszystkim rządzisz, pamiętasz? Masz podpisany kontrakt, który do czegoś zobowiązuje. Pójdziesz wreszcie do tej szkoły?
- Ale...
- Pamiętam, jak mi obiecałeś że się grzecznie podporządkujesz. Więc teraz nie proś mnie o nic więcej, i idź do tej szkoły.
- Nadal uważam, że to nie fair. - powiedział, biorąc plecak leżący pod ścianą.
- Sam chciałeś, nikt ci nie kazał.