czwartek, 6 sierpnia 2015

2 - Przyspieszony wyjazd.

Diego.
Siedziałem z przyjaciółmi, słuchając jak planują ten swój wspólny wyjazd. Przygnębiony siedziałem wpatrując się w plastikowy kubek z jagodowym koktajlem. Mógłbym z nimi jechać, gdybym tylko nie zrezygnował z normalności. Najprawdopodobniej cieszyłbym się teraz wraz z nimi, a za tydzień pakował się z myślą, że spędzę ten czas tylko z nimi. Tymczasem za tydzień będę się pakował z myślą, że sam wylecę na inny kontynent. Gdy tak teraz myślę, czy to odpowiedzialne ze strony mojej mamy, że wysyła mnie tam całkiem samego na okres całych wakacji? Niektórzy się boją swoje dziecko na parę dni do innego miasta puścić, a ona bez problemu się zgadza. Magia kontraktu. Po co ja to podpisywałem? Po co ona to podpisywała? Francesca chyba zauważyła, że się zamyśliłem.
- O czym myślisz? - spytała nagle, przerywając rozmowę o ich wyjeździe.
- Jak sprawić, że pojadę z wami. - odezwałem się, chociaż nie było to całkiem zgodne z prawdą.
- Zerwać kontrakt? - zaproponowała Francesca. Nawet na nią nie spojrzałem. Doskonale wiedziała, że gdybym tylko spróbował, skończyłoby się to sprawą w sądzie i płaceniem jakiegoś debilnego odszkodowania. Mama by mnie po tym chyba zabiła. Jak już się zobowiązałem, muszę się grzecznie dostosować.
- A może jednak pojedziecie ze mną do Argentyny? - zaproponowałem, co jednak nie spotkało się z wielkim entuzjazmem moich przyjaciół. Od dawna wspólnie planowaliśmy wyjazd do Włoch, do rodzinnego miasta Francesci. Miało być tak fajnie, a mnie to oczywiście ominie.
- Dobra. Uznajmy, że nic nie mówiłem. Widzimy się jutro w szkole, muszę już iść. - ruszyłem się z miejsca, zabierając ze sobą plastikowy kubek z napojem. Zdążyłem wyjść z pomieszczenia, a już zadzwonił mój telefon. Widząc kto to, niechętnie odebrałem.
- Mam jeszcze tydzień wolny, czego chcesz? - spytałem, lekko zły, kierując się do domu. Od jakiegoś czasu przestałem się zwracać do kogokolwiek z nich jako "pan" czy "pani". Sami stwierdzili że tak będzie lepiej, miałem tam się czuć dobrze... Niekoniecznie tak jest.
- Już nie masz tygodnia wolnego. Musisz wcześniej polecieć do Argentyny. - zakomunikował.
- O nie, nie zgadzam się. Jeszcze tydzień mam szkołę.
- Odbierzesz świadectwo później, jak wrócisz. Z resztą, i tak niewiele jeszcze w tej szkole robicie. Wracaj do domu i się pakuj, twoja mama już wie. Zabieram cię jutro rano. I nie chciałbym cię szukać po całym mieście. Nie idziesz jutro do żadnej szkoły.
- A co, jeśli się nie zgodzę?
- Nie możesz się nie zgodzić. Do zobaczenia jutro. Tylko się spakuj, bo ja tego za ciebie jutro nie zrobię. - powiedział, po czym rozłączył się. Świetnie. Wróciłem do przyjaciół. Musiałem się z nimi pożegnać, jeśli wyjeżdżam już jutro. Dlaczego nie powiedział mi wcześniej?
- Mówiłeś, że musisz już iść. - zauważył Tomas, przyglądając mi się podejrzliwie.
- No bo muszę, ale najpierw powinienem się chyba pożegnać. Właśnie do mnie zadzwonili, że wyjeżdżam jutro.
- Diego... - zaczęła Francesca.
- Fran, ja wiem że jeszcze mam szkołę, ale nie rozumiesz, że to dla mnie szansa? Chce chociaż spróbować swoich sił. Nie utrudniaj mi tego.
- Dobrze... Będę tęsknić. - odezwała się tylko po czym wstała i przytuliła mnie. Lekko się uśmiechnąłem.
- Spokojnie, nie miażdż mnie, jeszcze tu wrócę. - zaśmiałem się, gdy po paru minutach nie chciała mnie puścić. Pożegnałem się z resztą przyjaciół i wróciłem do domu. Spakować się.

- Gotowy? - usłyszałem pytanie, gdy schodziłem już z walizkami.
- Tak. - odpowiedziałem, stawiając walizki z boku. Ruszyłem do kuchni na śniadanie, Nie miałem zbyt dobrego humoru, ale czemu się dziwić? Teraz powinienem być w szkole, a za tydzień powinienem lecieć do Włoch. A aktualnie, zamiast tego lecę do Argentyny, w której nie będę miał ani chwili wytchnienia. Na całe wakacje wyląduje w szkole. Raczej wymarzone wakacje to nie są. Do tego będziemy nagrywać piosenki na płytę, pod koniec koncert, jak najwięcej czasu spędzać mam z Violettą... Czy ja w ogóle znajdę czas, żeby zadzwonić zadzwonić do moich znajomych, czy pogadać z nimi na skaypie? Nudzi już mnie to wszystko.
- Spakowałeś wszystko, co będzie ci potrzebne? - usłyszałem pytanie, gdy akurat jadłem śniadanie.
- Tak, na pewno wszystko mam. Spokojnie.
- Dobra... Ja już muszę iść do pracy. Zadzwoń, jak już będziesz na miejscu. Cześć. - powiedziała, po czym wyszła. Tak właśnie wygląda pożegnanie z moją mamą. Zaraz po zjedzeniu posprzątałem po sobie. Czekałem aż po mnie przyjedzie, by pojechać na lotnisko. Może mogę jeszcze się wycofać...?

2 komentarze:

  1. Bardzo ciekawy rozdział ;)
    Diego załamany, a jak chwilę pobędzie w Argentynie to zacznie inaczej gadać ;p
    Z powodu późnej pory nie mam pomysłu jak i siły na konstruktywną opinię ;p
    No cóż nie pozostaje mi nic innego jak tylko, życzyć Ci przypływu weny oraz udanych wakacji ;*

    P.s. Nigdy się nie poddawaj. Podążaj za marzeniami. Pamiętaj; marzenia nie istnieją dla fascynacji, one są po to by się spełniać i uszczęśliwiać.

    P.s.2. Ludzie zawsze gadali, gadają i będą gadać po wieki, a nawet wieczność. W Polsce istnieje wolność słowa, każdy ma prawo wyrazić swą opinię, nawet jeśli jest ona nie miła, bądź negatywna - nie przejmuj się. Dzięki tzw. hejtom jak i niepochlebnym opiniom stajemy się lepsi. Zauważamy swoje błędy i udoskonalamy siebie samych... ;*!

    P.s.3. Powodzenia! //xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń